Rozluźniając uścisk, spojrzałam w jego jasne, brązowe oczy. Dla niego to był dobry uczynek, dla mnie, możliwość zmiany życia, którą absolutnie brałam.
- Podczas gdy będziesz tu – powiedział Justin przełamując relaksującą ciszę – będę nadal musiał pracować, a y będziesz ze mną – chciałam coś powiedzieć, ale uniósł palec i mówił dalej – Wprowadzę cię do ludzi, będziesz ze mną na koncertach, wywiadach i będziesz obserwować wszystko. Chodź może to brzmieć głupio, chcę ci pomóc i pokazać, że nie każdy człowiek jest okrutny. Oprócz tego, pójdziesz na terapię.
- Nie. Terapia jest straszna i niewygodna. Żeby ułatwić po prostu zatrzymam się w dom-tutaj. Obiecuję ci, że nie będę próbować niczego. - Dzięki Bogu nie powiedziałam „w domu”. T by było kompletnie niezręczne.
- Jesteś moją przyjaciółką i chcę pomóc ci przezwyciężyć swój lęk, do czasu, aż dasz sobie rade bez nas.
- Co z ubraniami? - nie chciałam sugerować, żebyś,my poszli na zakupy, w rzeczywistości nie lubię tłumu w sklepach i rozrzucone po stojakach ubrania na każdym piętrze. Irytują mnie, czuję zmęczenie i wszystko co robię, to narzekam, gdy idę na zakupy. Ostatni raz byłam na zakupach z Nicol i Taylor, ale to tylko dlatego, że ojciec wysłał mi potajemnie pięćset dolarów.
Nie jestem nawet pewna czy zostały wysłane. To było w skrzynce pocztowej, tylko pisało „J. Benson”. Żadnego adresu, żadnego sposobu skomunikowania się z 'J. Bensonem”, znanego również jako mojego tatę.
Justin pokazał swoją myśląca twarz.
- Zakupy?
- Nie, nie cierpię zakupów i nie jestem tu po to, żeby wydawać Twoje pieniądze. - nagle pomyślałam o jednej rzeczy, którą miałam głęboko w swoim umyśle z dala od rzeczywistości. - Szkoła! Co ze szkołą? Jestem studentką, nie mogę nie iść do szkoły. Co ja mam zrobić?! - zaczęłam chodzić, gdy Scooter podszedł odpowiadając na moje pytanie.
- Spokojnie, po ubrania wyślemy kogoś, kto kupi ci trochę ich na tę chwilę i szkołę. Jenny nauczy cię, nauczanie domowe – spojrzałam na nich obu ze zdziwieniem.
- To na prawdę nie jest takie złe, Rachel – powiedział Justin na mój wyraz twarzy.
Wtedy zauważyłam ile nie było mnie w domu. Moja mała grupka przyjaciół, ale materialistyczne rzeczy, jak mój plecak do szkoły, komputer i niektóre ciuchy, które nie zmieściły się w worku na śmieci, który upuściłam wczoraj i nie mam pojęcia kto je ma. Mam nadzieje, że ten kto rzeczywiście je potrzebuję, znalazł je. Były tam ciuchy na kilka tygodni, choć miałam jeszcze ciuchy na tydzień lub dwa należące do Jack'a.
Właśnie zauważyłam, że zostawiłam w domu dużo rzeczy, których naprawdę potrzebuję. Na przykład mój laptop, w którym miałam osobiste informację. I jeszcze jakieś ubrania. - zaczęłam.
- Nie chcę, żebyś tam wracała. Koniec dyskusji. - stwierdził Justin. Westchnęłam za jego opiekuńczość, ale denerwował mnie.
Następny dzień/Rano
- Rachel
– wyszeptał Justin – wstawaj. Jęknęłam przekręcając głowę na bok, pokazując, że nie jestem gotowa, żeby wstać. - Ciii... - wybełkotałam przesuwając głowę do niego, mając zamknięte i palec na ustach – staram się spać.
- Musimy wstać, Rach – spojrzałam za zegarek, żeby odczytać godzinę; 07:00. Tak, zwykle jestem rannym ptaszkiem, ale poszłam bardzo późno spać, ponieważ myślałam nad tym co się teraz dzieję. To znaczy, Justin Bieber bierze mnie pod swoje skrzydła. Chociaż słyszałam wspaniałe rzeczy o nim, nigdy nie powiedziałabym, że człowiek może mieć aż tak ciepłe serce i być tak opiekuńczy.
Ziewając zrzuciłam z siebie koc razem z bólem na moim ciele. Wahając się odchrząknęłam, żeby zwrócić na siebie uwagę Justina, gdy był przy wyjściu mojego pokoju.
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Tak?
- Um... jest tutaj.., wiesz, łazienka ?
Usłyszałam chichot i palcem pokazał za mną.
- Tam.
- Oh... dziękuję – było mi głupio, że nie wiedziałam gdzie łazienka, ale nigdy nie rozglądałam się po pokoju.
Wstając, usłyszałam trzask drzwi, co oznaczało, że Justin wyszedł. Miałam czas, żeby się przygotować.
Wahając się weszłam do łazienki, zamykając za sobą delikatnie drzwi. Podeszłam do szklanego prysznica. Bawiłam się trochę pokrętłami, aż w końcu zrozumiałam w którą stronę ma leci ciepła woda. Zdjęłam ubrania i ostrożnie weszłam pod prysznic, uważając, żeby się nie potknąć.
Pozwoliłam, aby gorące krople spływały kaskadami po mojej głowie. Woda powoli mnie relaksowała.
Pozwoliłam, żeby moje uczucia wypłynęły razem z wodą. Zaczęłam nucić jakieś piosenki, od wysokich do niskich tonów.
Zużyłam prawie pół butelki szamponu stojącego na półce. Zaczęłam masować skórę, aż nie utworzyła się piana. Następnie umyłam moje długie, brązowe włosy. Przechylając głowę do tyłu, pozwoliłam, aby piana spłynęła z moich włosów.
Następnie użyłam odżywki, zostawiając ją na włosach, w tym samym czasie myjąc ciało mydłem Dove.Otwierając drzwi od prysznica, uderzyło we mnie zimne powietrze, powodując dreszcze. Wdychałam zimne powietrze, pozwalając mu uciec przez moje usta z satysfakcją. Zawinięta w wielki, biały ręcznik, otworzyłam drzwi do łazienki, prowadzące do mojej obecnej sypialni, zauważyłam, że nie mam nic do ubrania.
- Cholera – splunęłam nie chcąc prosić Justina o ubrania, będąc tylko w ręczniku.
Nie chcę, żeby mnie widział z dwóch powodów:
1. Jestem tylko w ręczniku i to chyba jest oczywiste.
2. Teraz widać najgorsze z moich siniaków z boku każdej mojej łydki ciągnące się w dół.
To oczywiste, że on wie przez co przeszłam, przed tym jak mu powiedziałam, jednak w chwili, gdy mówiłam mu nie wciągałam się w szczegóły.
Pomysłem było, żeby przejrzeć każdą szafę i szufladę, jednak okazało się, że wszystkie są puste.
Wzruszając ramionami, zdałam sobie sprawę, że będę musiała złożyć wizytę w pokoju Justina, żeby dostać jakieś ubrania.
Poszłam nerwowa, ocierając palcami o podłogę, zazwyczaj tak robię gdy się denerwuje. Zatrzymałam się, żeby zapukać do mahoniowych drzwi. Zostałam przywitana przez Justina, jego usta były lekko rozchylone.
Pokazałam mu chytry uśmiech, apotem powiedziałam:
- Masz jakieś ciuchy, w które mogłabym się przebrać?
- Yep – powiedział, akcentując „p”. Zaprowadził mnie do komody, na której stał płaski telewizor.
Szarpnął szuflada i podał mi niebieską koszule Hollister, która wydawała się być trochę za mała jak na jego wzrost. Spojrzałam na niego głupio.
- Yeah, skurczyła się w praniu kilka tygodni temu – stwierdził, zgodnie sprawdą, wydobywając z siebie chichot wraz ze mną.
- Dziękuję – mruknęłam. Zaczełam kierować się w stronę wyjścia, jednak zostałam zatrzymana przez dźwięk jego głosu.
- Mam przeczucie, że nie powiedziałaś mi wczoraj wszystkiego.
- Co? Co masz na myśli?
- Więcej siniaków, gorszych niż tamte. Przebarwienia na twarzy niemal całkowicie zniknęły. Jedyne miejsca, gdzie od czasu do czasu bolało i znaki były widoczne wokół ramion, tułowia i w dół.
- Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły, Justin - z tym zamknęłam drzwi i poszłam się przebrać w koszulę i dżinsy z poprzedniej nocy, zaskakujące było to, że jego koszula była trochę, ponad moja talię, jednak szerokość była za duża.
-Gotowa do drogi?- usłyszałam głos Justina, kiedy otworzył drzwi
sypialni gościnnej.
-Hm tak, ale nie mam… korektora.
-Nie martw się tym.- powiedział Justin, prowadząc mnie do otwartych drzwi
-Nie chce, żeby ludzie to widzieli.- kiedy to mówiłam wskazałam na nieszczęśliwe wydarzenia na mojej twarzy.
-Domek gościnny, moja mama często się tam zatrzymywała, powinno tam coś być.
Podążyłam za nim schodami w dół i przez kamienistą ścieżkę, prowadzącą do miniaturowej wersji rezydencji za nami. Otwierające się drzwi zaskrzypiały, a on pobiegł do łazienki, mówiąc, żebym poszła z nim. Nie spieszyłam się tak jak on, rozglądając się po małym salonie, indywidualnie schodząc ze ścieżki, którą on szedł i spoglądając na zdjęcia. Wzięłam jedno do góry, przedstawiało małego chłopca w wieku czterech, może pięciu lat, był to Justin. Wzięłam do ręki kolejne zdjęcie, na którym był razem z rodzicami i, jak zgadywałam, rodzeństwem. Mogłam powiedzieć, że to zdjęcie było z 2010 lub 2011 przez jego młode rysy, które radykalnie się zmieniły.
-Rachel! Nie wiem, czego potrzebujesz!- zawołał mnie.
-Już idę!- podążyłam ścieżką, którą szedł Justin i znalazłam się w łazience.
Marmurowa umywalka, szklany prysznic podobny do tego w budynku głównym. Przerzucał rzeczy w szafce dopóki nie położyłam mu ręki na ramieniu sprawiając, że zaprzestał poszukiwań. Spojrzał na mnie w dół, byłam o sześć centymetrów niższa od niego, a ja spoglądałam w jego nieskazitelną twarz. To był pierwszy raz, kiedy czułam się jakby coś mnie do niego przyciągało, ale opuściłam wzrok, kiedy znaleźliśmy korektor, na szczęście tylko odcień jaśniejszy od mojego, ale mogłam łączyć je w określony sposób, który mi się podobał.
-Mam go.- przesunęłam go w bok i zaczęłam nakładać korektor. Nagle oczy Justina opadły, a jego usta były rozchylone. Machnęłam mu ręką przed oczami.- Justin, skończyłam. Jesteś tam?
-T-tak przepraszam.
Wróciliśmy tą samą drogą, ale zamiast do frontowych drzwi, udaliśmy się do czarnego Range Rovera, który był zaparkowany na zewnątrz garażu. Otworzyłam drzwi od strony pasażera, wsiadając, a on zrobił to samo po swojej stronie.
Usiadłam i zapięłam pasy.- W takim razie, dokąd jedziemy?
-Nie zabijaj mnie.- powiedział, odpalił samochód i zaczął cofać.
-Co masz na myśli?
-Obiecujesz nie znienawidzić mnie? Albo nie zabić mnie?- zachichotał, próbując rozluźnić napięcie wokół nas.
-Gdzie my jedziemy.- powiedziałam to bardziej jako oświadczenie niż pytanie.
-Na twoją pierwszą terapie.
-Co?! Justin! Nie! Nie idę.- dopiero powiedziałam mu, że nie chcę iść, ale nie sądziłam, że on zapłaci za moją terapię, martwił się za bardzo.
-Owszem idziesz.- wziął głęboki oddech i westchnął.- To może ci pomóc, podwiozę cię, zostawię na półtorej godziny, a potem odbiorę. Po tym będzie kilka wywiadów. Ten dzień będzie łatwy, to jest plan.
- Nope – zaakcentowałam „p” - nie zamierzam odwiedzać jakiejś nieznajomej i mówić jej o swoich uczuciach i opowiadać historię swojego życia.
- Proszę, Rach – zatrzymał samochód, ponieważ światło było czerwone, położył zrelaksowany reke na moim udzie – dla własnego dobra – Wow, linijka z filmu.
-Hm tak, ale nie mam… korektora.
-Nie martw się tym.- powiedział Justin, prowadząc mnie do otwartych drzwi
-Nie chce, żeby ludzie to widzieli.- kiedy to mówiłam wskazałam na nieszczęśliwe wydarzenia na mojej twarzy.
-Domek gościnny, moja mama często się tam zatrzymywała, powinno tam coś być.
Podążyłam za nim schodami w dół i przez kamienistą ścieżkę, prowadzącą do miniaturowej wersji rezydencji za nami. Otwierające się drzwi zaskrzypiały, a on pobiegł do łazienki, mówiąc, żebym poszła z nim. Nie spieszyłam się tak jak on, rozglądając się po małym salonie, indywidualnie schodząc ze ścieżki, którą on szedł i spoglądając na zdjęcia. Wzięłam jedno do góry, przedstawiało małego chłopca w wieku czterech, może pięciu lat, był to Justin. Wzięłam do ręki kolejne zdjęcie, na którym był razem z rodzicami i, jak zgadywałam, rodzeństwem. Mogłam powiedzieć, że to zdjęcie było z 2010 lub 2011 przez jego młode rysy, które radykalnie się zmieniły.
-Rachel! Nie wiem, czego potrzebujesz!- zawołał mnie.
-Już idę!- podążyłam ścieżką, którą szedł Justin i znalazłam się w łazience.
Marmurowa umywalka, szklany prysznic podobny do tego w budynku głównym. Przerzucał rzeczy w szafce dopóki nie położyłam mu ręki na ramieniu sprawiając, że zaprzestał poszukiwań. Spojrzał na mnie w dół, byłam o sześć centymetrów niższa od niego, a ja spoglądałam w jego nieskazitelną twarz. To był pierwszy raz, kiedy czułam się jakby coś mnie do niego przyciągało, ale opuściłam wzrok, kiedy znaleźliśmy korektor, na szczęście tylko odcień jaśniejszy od mojego, ale mogłam łączyć je w określony sposób, który mi się podobał.
-Mam go.- przesunęłam go w bok i zaczęłam nakładać korektor. Nagle oczy Justina opadły, a jego usta były rozchylone. Machnęłam mu ręką przed oczami.- Justin, skończyłam. Jesteś tam?
-T-tak przepraszam.
Wróciliśmy tą samą drogą, ale zamiast do frontowych drzwi, udaliśmy się do czarnego Range Rovera, który był zaparkowany na zewnątrz garażu. Otworzyłam drzwi od strony pasażera, wsiadając, a on zrobił to samo po swojej stronie.
Usiadłam i zapięłam pasy.- W takim razie, dokąd jedziemy?
-Nie zabijaj mnie.- powiedział, odpalił samochód i zaczął cofać.
-Co masz na myśli?
-Obiecujesz nie znienawidzić mnie? Albo nie zabić mnie?- zachichotał, próbując rozluźnić napięcie wokół nas.
-Gdzie my jedziemy.- powiedziałam to bardziej jako oświadczenie niż pytanie.
-Na twoją pierwszą terapie.
-Co?! Justin! Nie! Nie idę.- dopiero powiedziałam mu, że nie chcę iść, ale nie sądziłam, że on zapłaci za moją terapię, martwił się za bardzo.
-Owszem idziesz.- wziął głęboki oddech i westchnął.- To może ci pomóc, podwiozę cię, zostawię na półtorej godziny, a potem odbiorę. Po tym będzie kilka wywiadów. Ten dzień będzie łatwy, to jest plan.
- Nope – zaakcentowałam „p” - nie zamierzam odwiedzać jakiejś nieznajomej i mówić jej o swoich uczuciach i opowiadać historię swojego życia.
- Proszę, Rach – zatrzymał samochód, ponieważ światło było czerwone, położył zrelaksowany reke na moim udzie – dla własnego dobra – Wow, linijka z filmu.
Skapitulowałam, wiedząc, że nie
zajdę z tym daleko.
- Dobrze.
Mniej niż godzinę później, ja i Justin
przybyliśmy pod wysoki wieżowiec. Justin wjechał do garażu
zakładając okulary i żółtą spiczastą czapkę baseballową,
żeby fanki go nie rozpoznały. To było małe przebranie, ponieważ
nie szliśmy nigdzie indziej z wyjątkiem parkingu i wyjścia na
zewnątrz.
Płacąc za bilet do garażu, Justin znalazł miejsce parkingowe obok windy, popychając mnie w jej stronę.
Weszłam i zaczęłam bawić się palcami, patrząc na moje stopy.
- Hej – powiedział Justin i poklepał moje biodro – Nie martw się, będzie dobrze. „Ding” Winda otworzyła się na 24 piętrze. Justin wziął mnie za rękę i skręcił ostro w lewo i otworzył drzwi.
Człowiek siedzący na aksamitnym fotelu miał krótkie włosy. Nie był umięśniony, ale nie był też chudy.
Staro wyglądająca kobieta z siwymi włosami, powiedziała mu, aby obserwował kobietę.
Stałam w milczeniu, aż w końcu udało mi się coś powiedzieć.
- Justin chce- ale przerwała mi kobieta w średnim wieku z ciemno brązowymi włosami do ramion z okularami, która wyskoczyła znikąd.
- Rachel Benson? - odeszła od swojego biurka w formalnych ubraniach, umieszczonych na jej ciele i spojrzała na nas obu.
- To ja.
- Yeah, ona naprawdę nie chcę tu być, ale powiedziałem jej, że tak będzie najlepiej.
-A ty jesteś?- zapytała moja terapeutka.
-Justin.- zsunął swoje okulary i spojrzał na nią sponad nich, nie wiedząc czy nasz nowy znajomy byłby w stanie go rozpoznać.
-Mitchel. Madeleine Mitchel. To zaszczyt poznać Justina Biebera.
-Zauważyłaś?- zaśmiał się.
-Cóż, zabieram Rachel do środka, wróć za półtorej godziny.- uśmiechnęła się, odwracając się i nie kwestionując czy idę za nią, więc stanęłam, ale Bieber pokazał mi, bym szła.
-Cholerny.- powiedziałam idąc.
Posłał mi znak pokoju, a z jego ust wyczytałam „powodzenia”.
Doktor Mitchel otworzyła przede mną drzwi prowadząc mnie do gabinetu z biurkiem i kanapą.
-Połóż się, Rachel.- zrobiłam tak, jak mi kazano.- Tak więc przez telefon Justin powiedział mi, że spotkał cię na ulicy i wziął pod swoje skrzydła, jesteś wielką szczęściarą, mam nadzieję, że o tym wiesz.
-Wiem.
-Nie powiedział mi całej historii, którą podobno mu powiedziałaś i wiem, że raczej wolałabyś być w innym miejscu niż to, ale cokolwiek powiesz w tym pokoju nigdy stąd nie wyjdzie, nic nie dojdzie do Justina, nic nie wyjdzie do prasy. Wszystko zostaje tutaj. Oprócz tego możesz przyjść do mnie za nic, jestem osobą, której możesz zaufać, jestem tu dla moich pacjentów w razie każdej potrzeby.- wysłała mi uśmiech, a wraz z jej wypowiedzią zrelaksowałam się i czułam się bardziej komfortowo.
-Potrzebuję dużo czasu, żeby zaufać ludziom.
-Ja nie proszę, żebyś mi zaufała, przynajmniej nie od razu. Proszę, żebyś opowiedziała mi co się stało.
Zamknęłam oczy, przykładając głowę do ramienia.- Wszystko zaczęło się, kiedy wprowadziłam się do mojego chłopaka Jack'a...
Płacąc za bilet do garażu, Justin znalazł miejsce parkingowe obok windy, popychając mnie w jej stronę.
Weszłam i zaczęłam bawić się palcami, patrząc na moje stopy.
- Hej – powiedział Justin i poklepał moje biodro – Nie martw się, będzie dobrze. „Ding” Winda otworzyła się na 24 piętrze. Justin wziął mnie za rękę i skręcił ostro w lewo i otworzył drzwi.
Człowiek siedzący na aksamitnym fotelu miał krótkie włosy. Nie był umięśniony, ale nie był też chudy.
Staro wyglądająca kobieta z siwymi włosami, powiedziała mu, aby obserwował kobietę.
Stałam w milczeniu, aż w końcu udało mi się coś powiedzieć.
- Justin chce- ale przerwała mi kobieta w średnim wieku z ciemno brązowymi włosami do ramion z okularami, która wyskoczyła znikąd.
- Rachel Benson? - odeszła od swojego biurka w formalnych ubraniach, umieszczonych na jej ciele i spojrzała na nas obu.
- To ja.
- Yeah, ona naprawdę nie chcę tu być, ale powiedziałem jej, że tak będzie najlepiej.
-A ty jesteś?- zapytała moja terapeutka.
-Justin.- zsunął swoje okulary i spojrzał na nią sponad nich, nie wiedząc czy nasz nowy znajomy byłby w stanie go rozpoznać.
-Mitchel. Madeleine Mitchel. To zaszczyt poznać Justina Biebera.
-Zauważyłaś?- zaśmiał się.
-Cóż, zabieram Rachel do środka, wróć za półtorej godziny.- uśmiechnęła się, odwracając się i nie kwestionując czy idę za nią, więc stanęłam, ale Bieber pokazał mi, bym szła.
-Cholerny.- powiedziałam idąc.
Posłał mi znak pokoju, a z jego ust wyczytałam „powodzenia”.
Doktor Mitchel otworzyła przede mną drzwi prowadząc mnie do gabinetu z biurkiem i kanapą.
-Połóż się, Rachel.- zrobiłam tak, jak mi kazano.- Tak więc przez telefon Justin powiedział mi, że spotkał cię na ulicy i wziął pod swoje skrzydła, jesteś wielką szczęściarą, mam nadzieję, że o tym wiesz.
-Wiem.
-Nie powiedział mi całej historii, którą podobno mu powiedziałaś i wiem, że raczej wolałabyś być w innym miejscu niż to, ale cokolwiek powiesz w tym pokoju nigdy stąd nie wyjdzie, nic nie dojdzie do Justina, nic nie wyjdzie do prasy. Wszystko zostaje tutaj. Oprócz tego możesz przyjść do mnie za nic, jestem osobą, której możesz zaufać, jestem tu dla moich pacjentów w razie każdej potrzeby.- wysłała mi uśmiech, a wraz z jej wypowiedzią zrelaksowałam się i czułam się bardziej komfortowo.
-Potrzebuję dużo czasu, żeby zaufać ludziom.
-Ja nie proszę, żebyś mi zaufała, przynajmniej nie od razu. Proszę, żebyś opowiedziała mi co się stało.
Zamknęłam oczy, przykładając głowę do ramienia.- Wszystko zaczęło się, kiedy wprowadziłam się do mojego chłopaka Jack'a...
BUM!
BUM! BUM!
I
oto mamy siódmy rozdział ^^
Wszystkie
podziękowania składajcie mojej kochane @swagbitches_x bez której
nie dałabym rady przetłumaczyć nawet słowa...
Prawdę
mówiąc ja tylko przetłumaczyłam z jakąś 1/20 a ona resztę.
Bardzo
Ci dziękuje kochanie ♥
Jest
to przed ostatni rozdział, który dodam przed wakacjami. Kolejne
będą pojawiać się dopiero od 14 lipca Przepraszam, was za to, ale
muszę trochę od wszystkiego odpocząć.
Zapraszam Was jeszcze na Nowe tłumaczenie: trapped-breaking-free.blogspot.com , które tłumaczę wraz z Angelą :)
Zapraszam Was jeszcze na Nowe tłumaczenie: trapped-breaking-free.blogspot.com , które tłumaczę wraz z Angelą :)
Liczę
na komentarze ☺