Jack zabronił mi mówienia komukolwiek, ponieważ wie, że będzie w jeszcze większym gównie, jeżeli wpadnie. Więzienie. Nie chciałam ryzykować mówieniem komuś, wtedy groziłaby mu kara, a tego nie chciałam.
Każdy dzień dla mnie był uważany za rutynę. Wstać do szkoły, iść do szkoły, lunch, skończyć szkołę, wrócić do domu, zrobić jak najwięcej pracy domowej, za nim będzie szósta trzydzieści i będę musiała zacząć robić obiad dla Jack'a i mnie. Na koniec, gdy wróci do domu chłopak zje obiad, zmuszając mnie do zjedzenia z nim. Jest dwunasta trzydzieści w nocy, przez ten czas muszę się zrelaksować.
Jack opuścił liceum, ponieważ stwierdził, że to bezużyteczne i nie musi chodzić.
Kretyn.
Jednak obawiałam się każdego dnia, ponieważ nie wiedziałam czy wróci do domu w dobrym, czy złym humorze. Wszyscy wiemy co się dzieje, kiedy wraca w złym humorze. Siniaki. Pot. Krew. Łzy. Te same rzeczy dzieją się, gdy jest w dobrym humorze, jednak nie jest tak ciężko.
Budząc się na dźwięk mojego alarmu w IPhonie, ustawionego na 6.30 rano, mruknęłam i zsunęłam się z kanapy. Nie chciałam spać w tym samym łóżku, co ten bezwzględny drań.
Podrapałam się po mojej głowie, przejeżdżając po moich nieułożonych, jedwabiście brązowych włosach, udałam się do łazienki. Sięgnęłam po moją niebieską szczoteczkę, nałożyłam pastę Colgate i szczotkowałam, tak długo, aż moje żeby nie były perłowe.
Zaczęłam robić makijaż, składający się z czarnej kredki do oczu, tuszu do rzęs, błyszczyka do ust, cienia do powiek, podkładu i korektora. Obserwowałam moje ostatnie siniaki wzdłuż szyi i policzkach. Krzywiłam się, gdy patrzyłam na nie. Starałam się zatuszować je makijażem dodając tusz do rzęs i błyszczyk.
Bez ostrzeżenia weszłam do sypialni Jack'a i podeszłam do komody, żeby wyjąć to co zwykle, czyli długi sweter i leginsy lub jeansy.
Po raz kolejny, wchodząc do salonu, włożyłam swój nudny, szary sweter przez głowę i wciągnęłam czarne, legginsy, które zakryły moje piękne nogi, a następnie, siadając przy starym, drewnianym stole założyłam moje pomarańczowe conversy.
Idąc do kuchni, tylko kilka metrów dalej, wzięłam swój plecak, który wyglądał jakby był zrobiony z tego samego materiału co moje legginsy, jednak był z szorstkiej tkaniny. Przełożyłam mój plecak przez ramię. Zaskamlałam z bólu, przypominając sobie wczorajszy „incydent”. Łzy zaczynają formować się, wraz z rozdzierającym bólem przechodzącym w górę i w dół moich pleców i ramienia, sprawiając grymas na moich ustach.
Biorąc głęboko wdech, wypuszczałam powietrze powoli. To działało na mnie uspokajająco. Podeszłam do niewielkiej, ceramicznej miski i sięgnęłam po ciemne, ale jeszcze czerwone jabłko.
Zanim otworzyłam drzwi, z zamiarem pójścia do czteropietrowej szkoły, usłyszałam głos Jack'a roznoszący się echem po całym salonie.
- Hej, nie dostałem pożegnania. - powoli podszedł bliżej i bliżej, aż nasze ciała były tylko cale od siebie.
- Do widzenia – powiedziałam cicho, pokazując mu fałszywy uśmiech, bez zębów.
Jeszcze raz próbowałam otworzyć drzwi, jednak on położył rękę na nich. Szorstko, palcem wskazującym i kciukiem chwycił moją twarz, jakby to była zabawka i przycisnął swoje usta do moich. Instynktownie odepchnęłam go, zapominając o konsekwencjach.
Zostałam uderzona w twarz jeszcze raz, powodując tym rozmazanie korektora na moim lewym policzku, jak również powodując tym samym kolejną falę łez. Nie wiem ile jeszcze mi ich zostało, do czasu, gdy w mim ciele ich zabraknie, jeśli jest to możliwe.
- Teraz spierdalaj – splunął, ale było już za późno. Byłam w połowie drogi na zewnątrz, z moim korektorem połączonym z mini lusterkiem, upewniając się, że wyglądam przyzwoicie.
Weszłam do wielkiego, kwadratowego budynku liceum powitana przez Taylor i Nicole.
- Hej – powiedziała Nicol podchodząc do mnie, gdy jej ciemnobrązowe włosy miotały się wokół jej kucyka z Taylor tuż za nią.
- Cześć – powiedziałam nieśmiało patrząc w ziemię.
Nawet
z tym, co działo się w domu, byłam bardziej spokojna niż zwykle.
Myślę, że Jack odebrał moją osobowość, która zawsze była
szczęśliwa i pełna werwy, ale już nie. Pieprzyć
moje życie.
- Co się z tobą dzieję ostatnio? Jesteś coraz cichsza i
cichsza każdego dnia, nawet teraz. - podniosła moją twarz, żeby
spojrzeć mi w oczy.
- Um... - zaczęłam trzeć swoje ramię i krzywiąc się , gdy
czułam ból pochodzący od siniaka – jest w porządku –
skłamałam, pokazując fałszywy uśmiech.
Zarówno Taylor, jak i Nicol mogły powiedzieć, że potrafię kłamać bez problemu.
Biorąc pod uwagę że lepiej byłoby iść przed siebie i zachowywać się tak, jakby nic się stało i żeby nikt nic nie podejrzewał, szłam na koniec korytarza, obok sali 408, aby dojść do mojej szafki i wyciągnąć z niej zeszyt do matematyki, jak również również podręcznik.
Obracając się na piętach moich stóp, poszłam do sali numer 83, znajdującej się na drugim piętrze. Zaczęłam wchodzić po schodach. Ludzie przypadkowo trącili mnie bokiem, jak wszyscy pędzili w górę i w dół po schodach, podczas, gdy ludzie zderzali się z innymi na korytarzu.
Pięć minut przed rozpoczęciem zajęć, weszłam do sali 83, położyłam mój plecak obok nóg metalowego biurka, gdy mój podręcznik, zeszyt i notatnik leżały poukładane, od największego do najmniejszego, na biurku, gotowe do lekcji matematyki.
Matematyka zawsze była moim ulubionym i najlepszym przedmiotem. Nigdy nie dostałam mnie niż A-, uczestnicząc i zawsze słuchając, mogłam oderwać się od myśli na temat powrotu do domu i zaczynania mojej codziennej tortury.
Usłyszałam skrzypienie drzwi. Inni uczniowie wchodzący do klasy, oraz odgłos czarnych, biznesowych butów uderzających o podłogę.
- Zajmijcie swoje miejsca, proszę – powiedział pan Conrad.
Taylor i ja widzimy się po zajęciach, ponieważ nasze klasy są obok siebie.
Dotykając jej ramienia, dziewczyna lekko podskoczyła wydając z siebie pisk.
- Jezu, Rachel.
- Przepraszam - powiedziałam, próbując opanować się od śmiania – Chodź, jestem głodna – poskarżyłam się, podchodząc do baru szybkiej obsługi z Taylor za sobą.
W połowie schodów wyciągnęłam telefon, który zaczął denerwować mnie wibrując od dwóch minut. Tak, szybko wpadałam w złość.
- Halo? - odpowiedziałam nie patrząc na I.D. dzwoniącego.
- Hej kochanie – usłyszałam po drugiej stronie.
Kurwa. Mentalnie uderzyłam się w twarz, ponieważ odebrałam telefon.
-Cz-Cześć.
- Chcę makaron na obiad. Składniki są tutaj, ale będę w domu wcześniej, więc obiad ma być gotowy na piątą.
- Ok - sfałszowałam uśmiech, tak aby Taylor myślała, że nie dzieję się nic złego. Sukces?
Bez niczego innego usłyszałam jak Jack mamrocze „Suka”, gdy odkładał telefon od ucha i nacisnął przycisk kończący połączenie.
- Wszystko w porządku? - zapytała Taylor, gdy otwierałyśmy duże, niebieskie drzwi prowadzące do baru, aby zobaczyć Nicole w kolejce.
- Tak, nie może być lepiej – powiedziałam, podczas gdy Taylor podeszła do Nicol, a ja w kolejce obok niej.
Siadając z tacą jedzenia, i małym opakowaniem mleka obok mnie, sprawdziłam na telefonie, która jest godzina. „12:53” - przeczytałam. Zrozumiałam, że miałam około 20 minut do wyjścia. Położyłam swojego iPhona ekranem do stołu.
Ściskając
czubek mojego opakowania na mleko,ugryzłam mojego kurczaka, a Nicol
szlochała o tym, jak jej klasa on angielskiego jest nudna.
- Ciiii! -
powiedziała Taylor, czerwieniąc się. Szedł Raya.
- Yo, Spokojnie – powiedziała Nicol swoim dziwnym głosem.
Intensywne spojrzenie Taylor nie blakło. Moje przyjaciółki czasami zachowują się jak piątoklasistki, dobrze, przez większość czasu, jednak przez nich czuje się szczęśliwsza i nie przeszkadza mi to.
Coraz bardziej zdenerwowana Taylor, nie mogła oderwać oczu od Rayana. Wymachując rękoma wskazałam na nią przede mną.
- Porozmawiaj z nim!
- Nie!
Szybko wzięłam moją rękę z powrotem, wylałam mleko na mój sweter – Cholera – splunęłam – Pozwól mi biec do szafki po dodatkową koszulę. Zaraz będę z powrotem.
- Dobrze – moje dwie najlepsze przyjaciółki odpowiedziały chórem, a ja słyszałam ich chichot, na fakt, że jestem bardzo niezdarną osobą.
Pobiegłam do szafki i wyciągnęłam dodatkową koszulę, która zawsze leżała na dnie szafki. Wyjęłam ją i skręciłam w stronę łazienek, nie zauważając Taylor i Nicol za mną.
Powlokłam się do łazienki, zdejmując koszulkę, bez wchodzenia do kabiny, gdy jeden z moich znajomych wszedł do środka.
- Hej, za– nagle spojrzała na mnie tak, jakby nigdy nie widziała człowieka w staniku, ale potem zrozumiałam.
- Co ci się stało?! - powiedziała podbiegając do mnie z Tay za nią.
- Um-
- Nie kłam – powiedziała Taylor.
- Nie mówcie Jack'owi, że wiecie. - zwężyłam swoje oczy, jak oczy szczeniaka.
Wiedziały co się dzieje z moją miną. Obie twarze zniżyły się i wyglądały jakby miały na czole wypisane „smutny” i „wina”.
- Proszę, nie. - powtarzałam, wówczas moje oczy wypełniły się łzami. Spojrzałam w lustro przede mną. Ból, który wrócił do mnie, widząc siniaki, spowodował osuniecie się mojego ciała na podłogę z płaczem. Nicol i Taylor zaczęły mnie pocieszać.
********
Hejka ;)
Nareszcie go przetłumaczyłam *le taniec szczęścia * xd
Mam nadzieję, że nie ma błędów.
Za kilka dni zaczynam szkołę, bo miałam teraz dwa tygodnie wolnego, więc rozdziały będą się pojawiać 1-2 razy w tygodniu :c
Liczę na komentarze☺
zajebisty *.*
OdpowiedzUsuńzaczyna mnie wkurwiać ten Jack -,-
tłumacz, tłumacz :3
@swagbitches_x
Ten Jack to jakiś porąbany człowiek ..
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kiedy Rachel spotka Justina
Czekam na następny rozdział ♥
AWWWWW. Informuj mnie jeśli możesz :) @Beebssy
OdpowiedzUsuńinformuj mnie prosze : >>> hatespinachxd To jest takie cudneee ojadiasjdij
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń